Po Plaże inwazji w Normandii
Andrzeja Łapińskiego sięgnąłem ze sporym niepokojem. Szczególnie pesymistycznie
zapowiadał się podtytuł dzieła: Pejzaż i
historia. No bo co ciekawego może być w książce o plażach, pejzażach i
historii? Chyba każdy absolwent liceum pamięta bezlitosne katowanie nas
„wspaniałymi” opisami przyrody (słowo-klucz: opis przyrody) u
Orzeszkowej nad tym czy innym Niemnem. I jeszcze musieliśmy się tym zachwycać!
Mniej groźnie brzmiała ta historia w
podtytule, wszak Normandia była areną niezwykle ciekawych, sensacyjnych
wydarzeń, i to nie tylko w XX w… Ale i najciekawsze historie można zohydzić
czytelnikowi prezentując je statystycznie i w kółko żonglując tylko datami i
numerami jednostek wojskowych, wykonujących kolejne operacje. (Szczególnie, gdy
autor jest z tych miłujących opisy przyrody…) Krótko mówiąc, aż sierść się
jeżyła na myśl o zabraniu się za czytanie.