czwartek, 9 maja 2019

"Dzieci nie płakały. Historia mojego wuja Alfreda Trzebinskiego, lekarza SS" Natalia Budzyńska

    Książek, filmów, wspomnień, opisów historycznych, statystycznych i biograficznych na temat Holocaustu i niemieckich osiągnięć w podniesieniu sztuki uśmiercania ludzi do procesu przemysłowego stworzono niezliczoną ilość. Od ambitnych, wielotomowych opracowań literatury faktu po niskobudżetowe kino eksploatacji. Opisywana tutaj przeze mnie książka "Dzieci nie płakały. Historia mojego wuja Alfreda Trzebinskiego, lekarza SS" jest kolejnym dziełem poruszającym wspomnianą tematykę. Czy jednak można ją ot tak zaszufladkować i w związku z tym przejść nad nią do porządku dziennego? Już na wstępie odpowiadam: nie, absolutnie nie.



    Autorka – Natalia Budzyńska – (do tej pory jej nazwisko nic mi nie mówiło, to pierwsza jej książka, po którą sięgnąłem, głównie z uwagi na wydawnictwo) opisuje drogę życiową SS-Hauptsturmführera Alfreda Trzebinskiego, niemieckiego lekarza o polskich korzeniach, który w trakcie swojej kariery był m.in. lekarzem obozowym w Auschwitz, a także brał udział w „sprzątaniu dowodów” po niemieckich pseudomedycznych eksperymentach na żydowskich dzieciach. (Przepraszam: nie brał udziału w morderstwach, on tylko „wykonywał rozkazy”.)

    Historia Trzebinskiego została przedstawiona na podstawie pamiętnika, jaki napisał on po wojnie dla swojej córki, ale nie tylko. Trzeba przyznać Budzyńskiej, że odwiedzając niemieckie obozy, przekopując tony dokumentacji i skrupulatnie analizując często fragmentaryczne informacje, wykonała iście tytaniczną pracę. Być może robiła to w ramach swoistego katharsis, próby zmierzenia się z przeszłością, cieniem kładącą się na jej rodzinnej historii.

    Z drugiej strony chyba każdy inteligentny, normalny człowiek, dowiadując się, że jego stosunkowo bliski krewny był wysokiej rangi esesmanem, sam zastanawiałby się, jak to w ogóle możliwe. Przecież Niemców tamtych czasów (mitycznych nazistów) traktujemy z perspektywy czasu jak osoby trochę z innej planety, przecież wśród nas nie ma ludzi, którzy byliby zdolni do takich zbrodni. A do tego jeszcze w rodzinie!?

    A jednak tamci Niemcy nie wzięli się z innej planety. Urodzili się, wychowali, dorośli wśród nas, normalnych ludzi, tylko sto lat temu. Aby zatem mogli stać się tym, kim ostatecznie się stali, musiała zajść w nich jakaś transformacja. Jaka? O tym właśnie dla mnie jest przede wszystkim ta książka.

    Trzebinski urodził się 29 sierpnia 1902 r. w Wielkopolsce. Kiedy wybuchła wojna miał 37 lat. Był normalnym jak na tamte czasy, przeciętnym prowincjonalnym lekarzem. Co stało się z nim później? Kim się okazał? Czy stał się takim jak jego współpracownicy w czasie wojny, np. „Maria Mandl, władczyni obozu kobiecego, nazywana przez więźniarki Bestią, która miała na swoim sumieniu tysiące wyselekcjonowanych do gazu, w tym dzieci i noworodki, które kazała palić żywcem w krematoryjnych piecach”? Albo jak komendant obozu Neuengamme Max Pauly, „ojciec czwórki dzieci, który kiedy zobaczył kobietę w ciąży [żywą!!], zażądał od lekarza obozowego sekcji, chciał na własne oczy zobaczyć, jak wygląda dziecko w łonie matki.”

    Czy też może pozostał tym, kim był przed wojną? Wszak jego pacjenci wspominali go jako „dobrodzieja ludzkości”. „Podkreślali, że wspierał finansowo ubogich, fundował leki chorym, których nie było stać na ich zakup; był oddanym lekarzem i nieraz siedział przy chorym całą noc, ratując mu życie”.

    Dlaczego zapisał się do SS? Czy dla tego inteligentnego człowieka „przystąpienie do SS i poddanie się badaniu rasowo-genealogicznemu było podpisaniem się pod manifestem o własnej wyższości wobec podludzi”?

    Zgłębiając losy bohatera, jego zachowania, czasami nawet drobne gesty opisane w książce, poznajemy nie tylko złożoną duszę człowieka, którego zazwyczaj zamykamy w szufladce „nazista” bez wnikania w to, co tak naprawdę działo się w nazistów głowach i co ich ukształtowało. (Nota bene poznać ich dusz do końca chyba nie będzie nam dane). Poznajemy jednocześnie, niemalże równolegle – całe złożone otoczenie, zarówno wyrafinowane, jak i prostackie metody hitlerowców, które jednak okazały się zabójczo skuteczne. Zabójczo zarówno w przenośni – kształtując naród niemiecki na obraz i podobieństwo Führera, jak i zabójczo skuteczne w sensie dosłownym, i to dla milionów niewinnych ofiar tego szaleństwa.

    „Dzieci nie płakały...” jest książką i historyczną, i biograficzną. I jako taka ma wszelkie zadatki na to, żeby być podwójnie nudna. A jednak nudna nie jest nawet w najmniejszym fragmencie; mimo że traktuje o rzeczach strasznych, pochłania się jej treść w zaskakującym tempie, z trudem mogąc się od niej oderwać. A przede wszystkim – autentycznie skłania do myślenia i mimowolnych prób postawienia się w sytuacji opisywanego człowieka, co czyni ją szczególnie wartą polecenia.

  • Wydawnictwo Czarne
  • Rok 2019
  • Okładka miękka, 125 × 195 mm
  • Ilustracje: kilkanaście, czarno-białe
  • Stron 392
  • Ogólna ocena: 5 pazurów


Bury Kocur

4 komentarze:

  1. Ostatnio gdzie się nie oglądnę tam ksiązki wojenne. A ja się nie mogę zmusić do sięgnięcia po taką tematykę :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubią książki biograficzne i historyczne ale musze mieć na nie odpowiedni nastrój - musi na nie przyjść odpowiedni czas. W tej chwili potrzebuje przery

    PS Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Raczej nie skuszę się na przeczytanie :/
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że zostawiasz po sobie ślad. Na pewno Cię odwiedzę!

Będzie mi bardzo miło jeśli mnie polubisz!

Pozdrawiam,
Zaczytana Wiedźma