Książek, filmów, wspomnień,
opisów historycznych, statystycznych i biograficznych na temat
Holocaustu i niemieckich osiągnięć w podniesieniu sztuki
uśmiercania ludzi do procesu przemysłowego stworzono niezliczoną
ilość. Od ambitnych, wielotomowych opracowań literatury faktu po
niskobudżetowe kino eksploatacji. Opisywana tutaj przeze mnie
książka "Dzieci nie płakały. Historia mojego wuja Alfreda
Trzebinskiego, lekarza SS" jest kolejnym dziełem
poruszającym wspomnianą tematykę. Czy jednak można ją ot tak
zaszufladkować i w związku z tym przejść nad nią do porządku
dziennego? Już na wstępie odpowiadam: nie, absolutnie nie.
Autorka
– Natalia Budzyńska – (do tej pory jej nazwisko nic mi nie
mówiło, to pierwsza jej książka, po którą sięgnąłem, głównie
z uwagi na wydawnictwo) opisuje drogę życiową SS-Hauptsturmführera
Alfreda Trzebinskiego, niemieckiego lekarza o polskich korzeniach,
który w trakcie swojej kariery był m.in. lekarzem obozowym w
Auschwitz, a także brał udział w „sprzątaniu dowodów” po
niemieckich pseudomedycznych eksperymentach na żydowskich dzieciach.
(Przepraszam: nie brał udziału w morderstwach, on tylko „wykonywał
rozkazy”.)
Historia
Trzebinskiego została przedstawiona na podstawie pamiętnika, jaki
napisał on po wojnie dla swojej córki, ale nie tylko. Trzeba
przyznać Budzyńskiej, że odwiedzając niemieckie obozy,
przekopując tony dokumentacji i skrupulatnie analizując często
fragmentaryczne informacje, wykonała iście tytaniczną pracę. Być
może robiła to w ramach swoistego katharsis, próby zmierzenia się
z przeszłością, cieniem kładącą się na jej rodzinnej historii.
Z
drugiej strony chyba każdy inteligentny, normalny człowiek,
dowiadując się, że jego stosunkowo bliski krewny był wysokiej
rangi esesmanem, sam zastanawiałby się, jak to w ogóle możliwe.
Przecież Niemców tamtych czasów (mitycznych nazistów) traktujemy
z perspektywy czasu jak osoby trochę z innej planety, przecież
wśród nas nie ma ludzi, którzy byliby zdolni do takich zbrodni. A
do tego jeszcze w rodzinie!?
A
jednak tamci Niemcy nie wzięli się z innej planety. Urodzili się,
wychowali, dorośli wśród nas, normalnych ludzi, tylko sto lat
temu. Aby zatem mogli stać się tym, kim ostatecznie się stali,
musiała zajść w nich jakaś transformacja. Jaka? O tym właśnie
dla mnie jest przede wszystkim ta książka.
Trzebinski
urodził się 29 sierpnia 1902 r. w Wielkopolsce. Kiedy wybuchła
wojna miał 37 lat. Był normalnym jak na tamte czasy, przeciętnym
prowincjonalnym lekarzem. Co stało się z nim później? Kim się
okazał? Czy stał się takim jak jego współpracownicy w czasie
wojny, np. „Maria Mandl, władczyni obozu kobiecego, nazywana
przez więźniarki Bestią, która miała na swoim sumieniu tysiące
wyselekcjonowanych do gazu, w tym dzieci i noworodki, które kazała
palić żywcem w krematoryjnych piecach”? Albo jak komendant
obozu Neuengamme Max Pauly, „ojciec czwórki dzieci, który
kiedy zobaczył kobietę w ciąży [żywą!!], zażądał od lekarza
obozowego sekcji, chciał na własne oczy zobaczyć, jak wygląda
dziecko w łonie matki.”
Czy
też może pozostał tym, kim był przed wojną? Wszak jego pacjenci
wspominali go jako „dobrodzieja ludzkości”. „Podkreślali,
że wspierał finansowo ubogich, fundował leki chorym, których nie
było stać na ich zakup; był oddanym lekarzem i nieraz siedział
przy chorym całą noc, ratując mu życie”.
Dlaczego
zapisał się do SS? Czy dla tego inteligentnego człowieka
„przystąpienie do SS i poddanie się badaniu
rasowo-genealogicznemu było podpisaniem się pod manifestem o
własnej wyższości wobec podludzi”?
Zgłębiając
losy bohatera, jego zachowania, czasami nawet drobne gesty opisane w
książce, poznajemy nie tylko złożoną duszę człowieka, którego
zazwyczaj zamykamy w szufladce „nazista” bez wnikania w to, co
tak naprawdę działo się w nazistów głowach i co ich
ukształtowało. (Nota bene poznać ich dusz do końca chyba nie
będzie nam dane). Poznajemy jednocześnie, niemalże równolegle –
całe złożone otoczenie, zarówno wyrafinowane, jak i prostackie
metody hitlerowców, które jednak okazały się zabójczo skuteczne.
Zabójczo zarówno w przenośni – kształtując naród niemiecki na
obraz i podobieństwo Führera, jak i zabójczo skuteczne w sensie
dosłownym, i to dla milionów niewinnych ofiar tego szaleństwa.
„Dzieci
nie płakały...” jest książką i historyczną, i
biograficzną. I jako taka ma wszelkie zadatki na to, żeby być
podwójnie nudna. A jednak nudna nie jest nawet w najmniejszym
fragmencie; mimo że traktuje o rzeczach strasznych, pochłania się
jej treść w zaskakującym tempie, z trudem mogąc się od niej
oderwać. A przede wszystkim – autentycznie skłania do myślenia i
mimowolnych prób postawienia się w sytuacji opisywanego człowieka,
co czyni ją szczególnie wartą polecenia.
- Wydawnictwo Czarne
- Rok 2019
- Okładka miękka, 125 × 195 mm
- Ilustracje: kilkanaście, czarno-białe
- Stron 392
- Ogólna ocena: 5 pazurów
Bury
Kocur
Ostatnio gdzie się nie oglądnę tam ksiązki wojenne. A ja się nie mogę zmusić do sięgnięcia po taką tematykę :(
OdpowiedzUsuńLubią książki biograficzne i historyczne ale musze mieć na nie odpowiedni nastrój - musi na nie przyjść odpowiedni czas. W tej chwili potrzebuje przery
OdpowiedzUsuńPS Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRaczej nie skuszę się na przeczytanie :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com